Almanach MG - średniowiecze
Skarbnica wiedzy mistrzów gry
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
Grupy
Galerie
Rejestracja
Profil
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Zaloguj
Forum Almanach MG - średniowiecze Strona Główna
->
Sesje
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
NIE
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Skocz do:
Wybierz forum
----------------
Witamy na forum
Almanach
----------------
Robaczki świata.
Przewodnik Turysty
Sklep
Kartka z wakacji
Prowadzenie
Inne
Towarzyskie
----------------
Sesje
Pytania i odpowiedzi
Tablica Ogłoszeń.
shoutbox
Praca na forum
----------------
Uwagi
Kosz
----------------
Przewodnik Turysty
Prowadzenie
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Bornkes
Wysłany: Pon 16:08, 26 Lis 2012
Temat postu:
dzień jak co dzień dziś o 16:00 konferencja na skype
Bornkes
Wysłany: Nie 1:38, 28 Maj 2006
Temat postu:
Dość niedawna sesja, mam po niej wyrzuty sumienia.
Grałem Akolitą Myrmidi (warhammer ed. II ),
często się modliłem, korzystałem z wygód życia z właściwą dla kapłana pokorą
I pracowałem ciężko parając się zajęciami związanymi z moją religią jak było trzeba.
Historia w kampanii skrócie:
M
oja historia zaczęła się w okolicach gór krańca świata, chaos był wszem obecny.
Sprowadziła mnie tam wiara, wolą Myrmidia (bogini wojny) było bym błogosławił jej imieniem, wspierał
w walce, walczących tam z bestiami. Poznałem tam grupę podróżników i uznałem, że dołączę się do ich
grupy. Z czasem okazało się iż wraz z grupą krasnoludów stoczyli zwycięską bitwę z Orkami, których jak
widziałem po pogorzelisku były setki. Wędrowaliśmy więc przez pustkowia z misją sprawdzenia odległej,
porzuconej twierdzy, w czasie nocnego postoju zaatakowali nas Orkowie. Myrmidia jednak nad nami
czuwała, prowadząc mnie ścieżką przeznaczenia. Wielu napastników pozbawiłem życia, zdobyłem tym
szacunek drużyny. Nie będę się chełpił się, włócznia jednak w mych rękach – oręż z woli mej pani – oka-
zała się tak bardzo skuteczna, że zabiłem więcej plugastwa niż reszta drużyna razem. W momencie gdy
jednak szala zwycięstwa przechylała się na stronę przeważającego ilościowo wroga, Ocalili nas rycerze,
z zakonu który patrolował granice. Dalej już wszystko działo się dość szybko. Wybawcy kierowali się do
tej samej twierdzy co my, by zebrać siły. Gdyż wrogowie zbierali siły.
- Nie bójcie się walki bracia! Sama Myrmidia przeze mnie wam błogosławi! - Nawoływałem i pracowa-
łem nad utrzymaniem wysokiego morale. Obrona jednak upadła, a nasza drużyna została rozdzielona.
Wraz z towarzyszem ochroniarzem szliśmy podziemnymi tunelami. Zginęło tam wielu zbiegów z bitwy.
Jednak pani mego przeznaczenia nawet wtedy mnie nie opuściła i błogosławieństwem dała mi siłę do po-
konania wielu Harpii. Próbowałem też zaskoczyć Giganta śpiewem, jednak akustyka pomieszczenia,
a może boska siła sprawiła iż w napadzie szału rozbił on tajemniczy kamień na skroni, uwolniony gaz
przyniosło mu śmierć. Śmiertelny opar mimo naszej ucieczki jednak osiadł nasze ubrania. Dziwnym tele-
portem krasnoludów przenieśliśmy się do Bretoni. Krążyliśmy tam kilka tygodni, aż nagle na naszym szlaku
pojawił się tajemniczo stary przyjaciel. Jak nam wyjaśnił wraz z krasnoludem przeniósł go tu bibliotekarz,
jednak krasnolud oszalał i wyciął cała wieś. Tego samego dnia ranny odnaleziony druh spał na wozie w
którym odpoczywała nowo poznana elfka. Gdy nagle z przerażeniem okazało się iż jego koja płonie i zajął
się dalej cały wóz. Z odrobiną szczęścia ugasiliśmy pożar. Przekonałem jednak mego zaprzyjaźnionego
ochroniarza byśmy ich opuścili, udając się dalej w samotną podróż. Już wtedy czułem, że cos jest nie tak.
Po bitwie w której zasłużyliśmy się w oddziałach piechoty, odbijając utraconą chorągiew i zdobywając wrogą.
W czym jak wiadomo, pomogła nam Myrmidia, hojnie obsypując nas błogosławieństwami. Dni mijały,
a my nie narzekaliśmy na nudę. Zrozumiałem, że mój los usłany jest walką, gdyż bogini przygotowuje mnie
w tylko sobie znanym celu. Dowiedzieliśmy się ze nawet w Bretoni tak odległej od pustkowi chaosu, sprawy
nie mają się dobrze. Mroczne Elfy, mutanty uderzają podstępnie i znikają bez śladu. Bitwa w której braliśmy
udział, była podejrzana o tyle bardziej, gdyż wróg staną do otwartej walki. Zmienili tym samym cały styl pro-
wadzonych wcześniej działań i poniósł klęskę. Kilka dni później podróżując po okolicach w której wioski
były często pogorzeliskami, a mieszkańcy pozbawieni ducha, spotkaliśmy naszego wcześniej opuszczonego
towarzysz. Miał się dobrze i jak szybko się okazało mieszkał w niedalekiej wiosce. By nie wydało się podejrzane,
bo może nie oddałem w pełni sytuacji. Nie wszystkie wioski napadano. Koniec mojej historii już nieodległy
zaczyna się w ostatniej wiosce w której byliśmy. Zwłoki mieszkańców zniesione na wielką górę, a domy
spalone niemal doszczętnie. Wraz z towarzyszem, wobec którego żywiłem podejrzenia, przeszukiwaliśmy jedno
z rumowisk. Utrzymywał on ze coś słyszy, jednak choć się starałem nic nie słyszałem i pewien jestem, ze nic tam
nie było. Szukaliśmy ukrytych zejść i nic. Gdy wyszedłem i zasugerowałem byśmy szybko opuścili to miejsce ów
towarzysz przyprowadził dwoje dzieci, dziewczynki które jak utrzymywał były w rumowisku.
Wyjeżdżając z miasta wpadliśmy na samotnego wędrowca który widząc ciężko rannego ochroniarza dał nam
proszek który miał pomóc. Wszystko było wielce podejrzane, gdy za mymi plecami wbrew mojemu zdaniu
obsypano proszkiem ochroniarza. Zaczął przeraźliwie krzyczeć, a jego skóra bulgotała i dymiła. Gdy przestał
się wić w konwulsjach na jego głowie pojawiły się kozie rogi. Rany mego druha pochodziły od zwierzoludzi z
którymi walczyliśmy w tych okolicach często. Najemnik który z nami podróżował chciał go zabić. Ochroniarz
wyprowadził najlepszy atak jaki widziałem do tej pory w jego wykonaniu i pozbawił najemnika życia.
Tej nocy postanowiłem nie spać.
Wszyscy z wyjątkiem „rogacza” poszli szybko spać. Masa wrażeń minionego dnia zmotywowała mnie do działania.
Wzniosłem modlitwę do Myrmidi - Błogosław mnie Myrmidio bym oczyścił ziemie z chaosu! - zabiłem ochroniarza
który był kiedyś mym przyjacielem, człowieka wobec którego byłem pełen nieufności i obie dziewczynki.
Wziąłem tajemniczy proszek, konia, mapę której szlakiem wędrowaliśmy ostatnie dni i pierścień dar od maga po bitwie
i wróciłem by donieść księciu, władcy tych ziem co się wydarzyło.
Wyjaśnienie:
Wiele faktów jest to oddzielenie dwóch źródeł wiedzy – Wiedza postaci i wiedza poza grą.
Wiele z tajemniczych wydarzeń była to interwencja MG. Mutacje mieliśmy ja i ochroniarz mieliśmy. Tyle że leczniczy
proszek przyspieszał metabolizm i tym samym uwidocznienie się mutacji. Inne fakty wiążą się z kostkami,
śpiewając do giganta miałem 100 maksymalny pech, a w rumowiska skąd wyszły dziewczyny miałem 98...
Płonące łóżko: elfka chciała obudzić go rzucając mu na koc świeczkę, a krasnolud się wkurzył i miejscowi
z nim walczyli. Spotykania na szlaku wiązały się z zawiązaniem większej drużyny.
Udany atak wiązał się z tym że ochroniarzowi nigdy nie wychodziły dwa ataki, to był pierwszy taki fart na kostce i zgubił go.
Ocena.
Proszę o komentarze, poruszono tu wiele faktów m.in.
- Wczuwanie się w postać
- Grać drużynowo czy realnie
- Kostki czy system logiczny
- Prowadzenie
Ciekawostka
Jedna z dziewczynek to graczka, druga to NPC. W skutek traumatycznych wydarzeń jej psychika miała się zmienić,
a ona sama była pomysłem na kampanie w przyszłości.
Jak nam przykro
Bornkes
Wysłany: Pią 14:30, 26 Maj 2006
Temat postu: Sesje
Sesje
Opis mojej pierwszej sesji w życiu.
MG i wszyscy oprócz mnie grali od 5 - 16 lat...
Po przeczytaniu podręcznika do Warhammer uznałem ze zagram "Zabójcą Trolli"
Po przeczytaniu opisu i zapoznaniu mnie z rasą krasnali, zacząłem grę.
Wynajęty do ochrony czarodzieja i kilku elfek ruszyliśmy w drogę.
Na najbliższym postoju Czarodziej zbierając zioła, natknął się na minotaura,
który dość szybko go ogłuszył
.
Usłyszałem hałas i pognałem zobaczyć co się dzieje.
Widząc minotaura deklaruje - Atakuje, szarżuje...
Na to dość szybko MG mnie przyhamował - rzuć na opanowanie
Nie wyszło mi i pytającym tonem - szarżuje z szaleńczym krzykiem?
Otóż nie moi drodzy wziąłem czarodzieja i odciągnąłem z polany, a później
zauważyłem, że minotaur jest inny - jak się okazało to postać innego gracza,
którą grał wiele lat i to był efekt ostatniej zabawy z magią.
Minotaur dołączył się do naszej drużyny, a ja powinienem nauczyć się zasady,
"Nie zabijaj graczy" i "realia to przyjemność na jaką nie możemy sobie pozwolić",
w końcu to świat fantazy, inny, pełen magii...
Dziękuje Fenixowi za wciągnięcie mnie w ten inny świat
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© 2001 phpBB Group
Chronicles phpBB2 theme by
Jakob Persson
(
http://www.eddingschronicles.com
). Stone textures by
Patty Herford
.
Regulamin